Obornicki Szlak Zaczarowanych Miejsc logo

Wedelicjusz

Łukasz Bernady – „O kłótliwych siostrach i duchu doktora Wedelicjusza”

Dawno, dawno temu w Obornikach w dużym domu przy rynku żył sobie bogaty kupiec. Zajmował z rodziną piętro, a na parterze prowadził sklep – jak mówiono wtedy „skład kolonialny”. Ludzie przychodzili tutaj po suszone figi, daktyle, przyprawy, kawę, herbatę, cukier, sól, materiały na odzież i różne inne drobiazgi. Żona kupca urodziła śliczne bliźniaczki – Beatę i Renatę. Były do siebie bardzo podobne. Spod ciemnych brewek spoglądały jasne, duże oczy. Włosy koloru suchego zboża wiązała im mama w kucyki. Pod zadartymi noskami uśmiechały się zgrabne usteczka, a przy każdym uśmiechu pojawiały się dołeczki w policzkach. Mimo podobieństwa rodzice i krewni dziewczynek nie mieli trudności z ich rozróżnieniem. Renatka była spokojna, zamyślona, milcząca i nieśmiała. Za to Beatka dużo mówiła i ciągle widywano ją w towarzystwie innych dzieci. Często chodziła po całym miasteczku, taka była ciekawska. Z powodu różnic charakteru dziewczynki bez przerwy wszczynały kłótnie. Rodzice martwili się, że córki tak się nie lubią i ciągle trzeba łagodzić jakieś spory. Pewnego razu Renatka ciężko zachorowała. Mama przykładała do rozpalonego czoła zimny ręcznik, podawała zioła. Nic nie pomagało. Wieczorem dziewczynka straciła przytomność. Rodzice wezwali lekarza. Ten ocucił ją, postawił bańki, ale na koniec pokiwał bezradnie głową. – Tu może pomóc tylko Pan Bóg –rzekł przy wyjściu. Rozpłakali się rodzice. Bardzo kochali córki i nie wyobrażali sobie nawet, co będzie, jeśli Renatki zabraknie. Nikt nie spał tej nocy. Rodzice modlili się przy łóżku chorej, a Beata ciągle przypominała sobie, jak dokuczała siostrze. „Nigdy cię nawet nie przeprosiłam”– myślała i łzy same napływały do oczu. Następnego dnia mimo złej pogody cała rodzina wybrała się do kościoła. Był koniec października. Powietrze wydawało się mokre od siąpiącego drobnego deszczu. Kupiec ruszył przodem. Z zasępioną miną omijał nielicznych przechodniów. – Coś, panie, taki smutny? Może pomogę? – zagadnął żebrak przy kościelnej bramie. Zaskoczony kupiec zatrzymał się i spojrzał na zgarbionego starca. – Nie mam nastroju na pogawędki z nędzarzami – burknął. Po chwili nadeszła kupcowa z Beatą. Gdy mijały żebraka, ten znów się odezwał: – Wyglądają panie na strapione, może w czymś pomóc? Kupcowa rozpłakała się i ruszyła w stronę kościoła, ciągnąc córkę za rękę. Ale dziewczynka wyswobodziła palce. Matka zniknęła za kościelnym murem, a ona wróciła do żebraka. Miała kilka drobnych monet na ofiarę w kościele. Jedną z nich rzuciła nieznajomemu do kapelusza. – Dobre masz serce, dziewczynko, więc ci powiem, co możesz zrobić. W noc przed Zaduszkami na ulicach można spotkać ducha doktora Wedelicjusza. Nie wiem, za co pokutuje, ale mówią, że wyzwolić się może tylko wtedy, gdy bezinteresownie kogoś wyleczy. Jeśli go spotkasz, powiedz: „W imię Boże, pomóż, doktorze!”. Duch wręczy ci lekarstwo, a ty śpiesz podać je siostrze. No, a teraz idź już! Dziewczynka nie mogła się skupić na modlitwie. Ma wyjść z domu o zmroku? Chodzić ulicami? Spotkać ducha? Ma z nim rozmawiać? Była przerażona, ale czuła, że jeśli nie wykona zadania, Renata umrze, a ona nigdy sobie tego nie wybaczy. Nadszedł wieczór przed Zaduszkami. Jak co dzień całą rodziną klęczeli przy Renatce. Pogrążeni w modlitwie rodzice nie zauważyli, że Beata wyszła z pokoju. Tymczasem ona ubrała się i po kryjomu opuściła dom. Nikomu nic nie powiedziała. „Rodzice nie uwierzą w opowieść o duchu i nie pozwolą mi nigdzie wychodzić” – pomyślała. Nocą Oborniki wyglądały inaczej niż za dnia. Wszędzie panował mrok. Wiatr świstał złowrogo, deszcz nieprzyjemnie zacinał. Niskie drzewa miotane wiatrem wyglądały jak tańczące czarownice. Czarne sylwetki domów sprawiały wrażenie śpiących wielkoludów. Beata otulona szalem obeszła rynek rozglądając się dokoła. Ani żywej duszy! O tej porze oborniczanie siedzieli w domach przy piecu albo kładli się spać. Potem przespacerowała kilka ulic. Daremnie. Zaczęła drżeć z zimna, ale weszła w kolejną. W pewnym momencie ujrzała go. Sunął w jej stronę w dziwnym kapeluszu i długim płaszczu. „Duch Wedelicjusza!” – pomyślała ze zgrozą i przystanęła. Mroczna sylwetka także się zatrzymała. – W imię Boże, pomóż, doktorze! – krzyknęła Beata. Postać zaczęła się zbliżać. Jeden krok. Drugi. Przerażona dziewczynka ujrzała pod kapeluszem bladą, chudą twarz. Siwą brodę otaczał szeroki kołnierz, z pleców spływał płaszcz na krótkie, czarne spodnie i pończochy. Jegomość w milczeniu wyciągnął rękę w stronę dziewczynki i otworzył bladą dłoń. Leżała na niej brązowa buteleczka. Wtedy duch szepnął przejmującym głosem: Krople trzy na wody kubek, Na ocalenie, nie na zgubę! Gdy tylko dziewczynka wzięła buteleczkę, mocniej zaświstał wiatr, a postać nagle rozwiała się w powietrzu jak czarny dym. Przejęta Beata pobiegła do domu. Delikatnie przekręciła klucz, otwarła drzwi i po cichutku wspięła się po schodach do pokoju siostry. Nikogo tam już nie było, więc nalała wody do kubka, dodała trzy krople z buteleczki i zwilżyła wargi siostry. O dziwo, Renata powoli otwarła oczy! – Pić! – wyszeptała. Beata podsunęła jej kubek, a siostra wypiła wszystko niemal jednym haustem. Po chwili rozejrzała się po pokoju, uniosła na ramionach i zapytała całkiem przytomnie: – Co się dzieje? Dlaczego leżę w łóżku? Która godzina? – Mamo! Tato! – zawołała Beata. – Ona jest zdrowa! Wkrótce do pokoju wpadli rodzice, a nawet służąca Hanka. Ich radość nie miała granic. Beata opowiedziała wszystkim rozmowę z żebrakiem i nocne spotkanie z duchem. Słuchali z otwartymi ze zdumienia ustami. Potem chwyciła Renatę za ręce: – Siostrzyczko! Kocham cię nad życie! Już nigdy nie będę ci dokuczać! – Ja ciebie też kocham! Koniec z kłótniami! I siostry po raz pierwszy w życiu rzuciły się sobie w ramiona. Na pamiątkę tych wydarzeń kupiec nabył dwa domy i na ich miejscu kazał zbudować bliźniacze kamieniczki – jedną dla Beaty, a drugą dla Renaty. Do dziś są one ozdobą południowej ściany obornickiego rynku.

Doctor Wedelicjusz

"About the quarrelsome sisters and the ghost of doctor Wedelicjusz"

 

Once upon a time in Oborniki there lived a rich merchant in a big house by the market square. He and his family occupied the ground floor, and on the ground floor he ran a shop - a "colonial shop" as it was called then. People came here to buy dried figs, dates, spices, coffee, tea, sugar, salt, materials for clothing and various other trinkets. The merchant's wife gave birth to beautiful twin girls - Beata and Renata. They looked very much alike. Bright, big eyes looked from under dark brows. Their hair the colour of dry corn was tied in ponytails by their mum. Under their upturned noses, shapely little lips smiled, and with each smile, dimples appeared in their cheeks. Despite their resemblance, the girls parents and relatives had no difficulty in distinguishing them. Renatka was calm, thoughtful, silent and shy. Beatka, on the other hand, spoke a lot and was always seen in the company of other children. She often walked around the town, she was so curious. Because of their differences, the girls were always arguing. The parents were worried that their daughters did not like each other that much, and they constantly had to settle disputes. One day Renatka was seriously ill. Mom put a cold towel on her burning forehead and gave her some herbs. Nothing helped. In the evening the girl lost consciousness. The parents called the doctor. He revived her, put bubbles on her head, but in the end he just nodded helplessly. – „ God is the only one who can help here," he said on his way out. The parents cried. They loved their daughter very much and could not even imagine what would happen if Renata was missing. Nobody slept that night. The parents prayed by the sick girl’s bedside, and Beata kept remembering how she had teased her sister. "I never even apologised to you", she thought and tears came to her eyes. The next day, despite the bad weather, the whole family went to church. It was the end of October. The air seemed wet from the drizzling rain. The merchant moved ahead. With a sombre look on his face, he avoided the few passers-by. -” Why are you so sad, sir? May I help you?” - asked a beggar at the church gate. The surprised merchant stopped and looked at the bent old man. - „I'm not in the mood for chitchat with paupers „- he burbled. After a while the mother and Beata arrived. When they were passing the beggar, the man spoke again: - „You look distressed, can I help you? „ The shopgirl cried and rushed towards the church, dragging her daughter by the hand. But the girl slipped her fingers out.           The mother disappeared behind the church wall, and she returned to the beggar. She had some small coins for the offering at the church. She threw one of them into the stranger's hat. - „You have a good heart, little girl, so I'll tell you what you can do. On the night before All Souls' Day, the ghost of Dr Wedelicius can be seen in the streets. I don't know what he's repenting for, but they say he can only set himself free if he selflessly cures someone. If you meet him, say: "In God's name, help, doctor!". The spirit will hand you the medicine, and you hurry to give it to your sister. Now go!” The girl could not concentrate on her prayer. Should she leave the house at dusk? Walk through the streets? Encounter a ghost? Should she talk to him? She was terrified, but she felt that if she did not do the task, Renata would die and she would never forgive herself. It was the evening before All Souls' Day. Like every day, the whole family was kneeling by Renata's side. Her parents, immersed in prayer, did not notice that Beata had left the room. In the meantime she got dressed and secretly left the house. She said nothing to anyone. "My parents will not believe the ghost story and will not let me go anywhere. „- she thought. At night Oborniki looked different than during the day. There was darkness everywhere. The wind was whistling ominously, the rain was stinging unpleasantly. Low trees swept by the wind looked like dancing witches. The black silhouettes of the houses seemed like sleeping giants. Wrapped in her shawl, Beata walked around the square looking around. Not a soul! At that time of the night, the inhabitants of Oborniki were sitting at home by the cooker or going to sleep. Then she walked a few streets. In vain. She started to shiver from the cold, but went into another one. At one point she saw him. He was gliding towards her wearing a strange hat and a long coat. "The ghost of Vedelicius!" - she thought with horror and stopped. The dark silhouette also stopped. - „In God's name, help, doctor! „- Beata shouted. The figure started to move closer. One step. The second. The terrified girl saw a pale, thin face under the hat. A grey beard was surrounded by a wide collar, a coat flowed down from the back over short black trousers and stockings. The stout man silently reached out towards the girl and opened his pale hand. On it lay a brown bottle. Then the ghost whispered in a poignant voice: „Drops three on the cup of water, To save, not to lose!” As soon as the girl took the bottle, the wind blew harder and the figure suddenly vanished into thin air like black smoke. Overwhelmed, Beata ran into the house. She gently turned the key, opened the door and quietly climbed the stairs to her sister's room. No one was there, so she poured water into a cup, added three drops from the bottle and moistened her sister's lips. Surprisingly, Renata slowly opened her eyes! - „Drink! „- she whispered. Beata gave her the cup and she drank it all in almost one gulp. After a while, she looked around the room, lifted up on her arms and asked quite consciously: - „What is going on? Why am I lying in bed? What time is it?” - „Mummy, Daddy!” - Beata called out. - „She is healthy!” Soon the parents and even the maid Hanka came into the room. Their joy had no limits. Beata told everyone about her conversation with the beggar and her night-time encounter with the ghost. They listened with their mouths open in amazement. Then she grabbed Renata's hands: -” Little sister! I love you more than life! I will never tease you again! „- „I love you too! No more quarrelling! „ And the sisters embraced each other for the first time in their lives. To commemorate these events, the merchant bought two houses and had them replaced with twin houses - one for Beata and one for Renata. They still adorn the southern wall of the Oborniki market square.

 

 

 

Doktor Wedelicjusz

Die Legende von zwei zänkischen Schwestern und dem Geist von Doktor Wedelicjusz

 

Vor Jahr und Tag lebte ein reicher Kaufmann in Oborniki in einem großen Bürgerhaus in der Nähe des Marktes. Im Obergeschoss des Hauses wohnte er mit seiner Familie und im Erdgeschoss führte er seinen Laden – zu dieser Zeit „Kolonialwarengeschäft“ genannt. Man kam hierher, um getrocknete Feigen, Datteln, Gewürze, Kaffee, Tee, Zucker, Salz, Bekleidungsmaterialien und andere Kleinigkeiten zu kaufen. Die Frau des Kaufmanns gebar niedliche Zwillinge – Beata und Renata. Sie waren einander sehr ähnlich. Unter Augenlidern blickten große, helle Augen. Die korngelben Haare band die Mutter jeder Tochter in einen Pferdeschwanz. Unter den Stupsnasen lächelten süße Mündchen und beim Lächeln zeigten die beiden Mädchen niedliche Grübchen in den Wangen. Trotz ihrer Ähnlichkeit war es den Eltern und Verwandten nicht schwer, die Töchter voneinander zu unterscheiden. Renatka war ruhig, nachdenklich, schweigend und schüchtern. Beatka sprach viel und sie wurde immer noch mit anderen Kindern gesehen. Sie ging oft durch die ganze Stadt, so war sie neugierig. Wegen der Unterschiede in der Natur des Mädchens zettelten sie oft in einen Streit. Die Eltern waren besorgt, dass sich ihre Töchter nicht mögen und oft Notwendigkeit besteht, die ständigen Streitigkeiten zu schlichten. Eines Tages wurde Renatka schwer krank. Mama gab ein kaltes Handtuch auf das heiße Gesicht und servierte Kräuter. Nichts half. Am Abend verlor das Mädchen das Bewusstsein. Die Eltern riefen einen Arzt. Er brachte das Mädchen zu sich, stellte Schröpfköpfe an, aber zum Schluss schüttelte er hilflos den Kopf. „Nur Gott selbst kann hier helfen“, sagte der Arzt beim Rausgehen. Die Eltern brachen in Tränen aus. Sie liebten ihre Töchter sehr und konnten sich nicht einmal vorstellen, dass sie Renatka verlieren könnten. Niemand in der Familie schlief diese Nacht. Die Eltern beteten am Krankenbett, und Beata konnte nur daran denken, dass sie so oft mit der Tochter stritt. „Ich habe mich bei dir nicht einmal entschuldigt“, dachte sie und die Tränen kamen ihr in die Augen. Am nächsten Tag, trotz schlechten Wetters ging die ganze Familie in die Kirche. Es war Ende Oktober. Die Luft schien durch den regnerischen, feinen Regen nass zu sein. Der Kaufmann ging eilig voraus. Mit betrübtem Gesicht ging er an einigen Passanten vorbei. „Warum sind Sie so traurig, mein Herr? Kann ich Ihnen helfen?“, sprach ein Bettler den Kaufmann an dem Kirchentor an. Aus seinen Gedanken gerissen blieb der Mann stehen und schaute auf den gebückten Alten. „Ich bin nicht gelaunt, mit Bettlern zu plaudern“, erwiderte er. Nach einer Weile kam die Kauffrau mit Beata. Als sie an dem Bettler vorbeigegangen waren, rief er wieder: „Sie sehen so aus, als ob was Schlechtes passierte. Kann ich ihnen helfen?“ Die Kauffrau begann zu weinen und bewegte sich in Richtung Kirche, gleichzeitig hielt die Hand ihrer Tochter fest. Das Mädchen befreite aber ihre Finger. Die Mutter verschwand hinter der Kirchenmauer, und Beata kehrte zum Bettler zurück. Sie hatte Kleingeld dabei und eine Münze warf sie dem Unbekannten in den Hut. „Du hast gutes Herz, mein Mädchen, also sage ich dir, was du tun kannst“, sagte der Bettler. „In der Nacht vor Allerseelen kann man auf den Straßen den Geist von Doktor Wedelicjusz treffen. Ich weiß nicht, wofür er büßt, aber alte Leute sagen, dass er nur damals befreien werden kann, wenn er jemanden uneigennützig gesund macht. Wenn du ihn triffst, sag : Im Gottesnamen, hilf uns Armen! Der Geist wird dir eine Arznei geben, dann geh schnell nach Hause und gib sie deiner Schwester. -Na, jetzt geh schon!“, sagte der Alte. Das Mädchen konnte sich nicht auf das Gebet konzentrieren und dachte an das seltsame Gespräch. „Sollte ich in der Nacht das Haus verlassen? Durch die Straßen gehen? Den Geist treffen? Sollte ich mit ihm sprechen?“ Sie war entsetzt, aber sie hatte das Gefühl, dass Renata sterben würde, wenn sie ihre Aufgabe nicht erfüllt und das könnte Beata sich selbst nie vergeben. Schnell kam Abend vor Allerseelen. Wie jeden Tag knieten und beteten alle am Bett von Renata. Die Eltern, im Gebet vertieft bemerkten nicht, dass Beata aus dem Zimmer rausging. Inzwischen zog sie sich an und verließ ungesehen das Haus. Sie sagte nichts und ging aus. „Die Eltern werden an die vom Geist erzählte Geschichte nicht glauben und mir nicht erlauben, so spät auszugehen“, dachte das Mädchen. In der Nacht sah die Stadt Oborniki anders als am Tag aus. Es war überall dunkel. Der Wind wehte wild, der Regen war unangenehm. Niedrigen Bäume wurden vom Wind bewegt und sahen aus wie tanzende Hexen aus. Die schwarzen Silhouetten der Häuser schien schlafende Riesen zu sein. Beata in einem Schal gehüllt ging um den Markt herum und schaute sich um. Keine Menschenseele weit und breit! Zu dieser Zeit saßen die Bürger am Ofen im Haus oder sie schliefen schon. Dann ging sie ein paar Straßen entlang. Vergeblich. Sie begann vor der Kälte zu zittern, trotzdem ging sie noch in eine andere Straße. Plötzlich bemerkte sie den Geist. Er kam entgegen in einem seltsamen Hut und einem langen Mantel. „Der Geist von Wedelicjusz!“, dachte sie verstört und blieb stehen. Auch die dunkle Gestalt hielt an. „Im Gottesnamen hilf uns Armen!“, rief Beata. Die Gestalt begann sich zu nähern. Erster Schritt. Zweiter. Ein verängstigtes Mädchen sah das blasse Gesicht unter dem Hut an. Ein breiter Kragen umgab den grauhaarigen Bart, er hatte einen Mantel, kurze schwarze Hosen und Strümpfen an. Schweigend reichte und öffnete der Geist seine blasse Hand. Da hatte er eine braune Flasche. Dann flüsterte die Gestalt mit der empfangenden Stimme: „Drei Tropfen in einen Becher Wasser geben". Sobald das Mädchen eine Flasche genommen hat, war der Wind stärker und die Figur löste sich plötzlich in der Luft auf - ganz wie schwarzer Rauch. Beata lief nach Hause. Sie drehte den Schlüssel sanft um, öffnete die Tür und ging treppauf in das Zimmer ihrer Schwester. Niemand mehr war da, also goss sie Wasser in einen Becher, gab drei Tropfen aus der Flasche hinzu und befeuchtete die Lippen der Schwester. Seltsamerweise öffnete Renata langsam ihre Augen! „Ich möchte trinken“, flüsterte sie. Beata schob den Becher, und half ihrer Schwester bis zum letzten Tropfen austrinken. Nach einer Weile schaute sich Renata um, hob sich auf ihre Schultern und fragte ganz bewusst: „Was ist los? Warum liege ich im Bett? Wie spät ist es?“ - „Mama! Papa!“, rief Beata. „Sie ist wieder gesund!“  Die Eltern und das Dienstmädchen Hanka waren bald im Zimmer. Der Freude gab es kein Ende. Beata erzählte allen von dem Gespräch mit dem Bettler und der nächtlichen Begegnung mit dem Geist Wedelicjusz. Alle hörten aufmerksam zu. Dann hielt Beata die Hände der Schwester und sprach zu ihr: „Schwesterchen! Ich liebe dich mehr als das Leben! Ich werde dich nie mehr ärgern!“ – „Ich liebe dich auch“, antwortete Renata. „Schluss mit den Streitereien!“, Beata warf sich zum ersten Mal in ihrem Leben der Schwester in die Arme. Als Erinnerung an diese Ereignisse kaufte der Kaufmann zwei Gebäuden, an deren Stelle er Zwillingshäuser aufbauen ließ - ein Haus hat er Renata und das andere Beata benannt. Bis heute schmücken die außergewöhnlichen Bauwerke die Südwand des Marktes in Oborniki.

 

Ziarno prawdy - Rynek w Obornikach. Obornicki rynek zachował zarys układu średniowiecznego. Ma 107,5 m długości i 87,5 m szerokości. Budynki były jednak wielokrotnie niszczone przez pożary, powodzie, na skutek wojen oraz pośrednio w wyniku nawiedzających miasto epidemii. W wieku XII i XIII, przed lokacją miasta, istniał w Obornikach obszerny plac targowy. Skupiał się tu lokalny handel wymienny. Przez środek ciągnął się szlak z Poznania do Kołobrzegu, zgodny z przebiegiem ul. Armii Poznań i Al. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Prawdopodobnie w II poł. XIII w. Oborniki uzyskały lokację na prawie magdeburskim. Można przyjąć, że stało się to w okresie powstania klasztoru franciszkanów, a więc w Obornikach pomiędzy rokiem 1252 a 1272. Wytyczono prostokątny rynek o wiatrakowym układzie ulic. W jego obrębie stały ratusz, waga miejska i studnia artezyjska. Niemal do wieku XIX przeważała drewniana zabudowa parterowa – domostwa, kramy i jatki (budy kupieckie). Dachy pokrywano słomą lub szkudłami, czyli cienkimi deseczkami osikowymi. Później także trwalszym gontem. W końcu wieku XVIII ulice, a być może rynek były utwardzone brukiem. Na mocy przywilejów królewskich z końca XV w. w każdy wtorek odbywał się tu targ z udziałem miejscowych kupców i kramarzy. Zyskiem z opłat od handlujących miasto musiało się dzielić ze starostą. Oborniki otrzymały od króla także prawo do trzech, a z biegiem czasu czterech jarmarków w ciągu roku. Obowiązywała wówczas swoboda handlu, także dla kupców i rzemieślników obcych. Miasto nękały liczne pożary. Mimo to na przełomie wieków XVIII i XIX nastąpił rozkwit trwalszego budownictwa mieszkaniowego, zahamowany nagle i na długie lata przez wielki pożar w 1814 r. Dopiero w latach 70. XIX w. rozpoczęła się intensywna przebudowa. Obecnie rynek otaczają głównie klasycystyczne i secesyjne kamienice z XIX i początku XX w. Na płycie głównej umiejscowiono skwer z pomnikiem Jana Pawła II, fontannę i pompę przypominającą o istnieniu studni. Wedelicjusz - Do najlepiej rozpoznanych postaci historycznych dawnych wieków wywodzących się z Obornik i jednocześnie najwybitniejszych osób pochodzących na przestrzeni dziejów z naszego powiatu, należy urodzony około 1483 roku Piotr Wedelicjusz, doktor medycyny, nadworny lekarz króla Zygmunta Starego i królewskich dzieci, a także dwukrotny rektor Akademii Krakowskiej (dziś Uniwersytet Jagielloński). Postać Piotra znamy między innymi dzięki badaniom poznańskiego historyka kościoła i bibliotekoznawcy, ks. dr Kazimierza Miaskowskiego (1875-1947), który poświęcił mu pracę „Piotr Wedeliciusz z Obornik” wydaną drukiem w 1908 w Rocznikach Towarzystwa Przyjaciół Nauk Poznańskiego. Nasz bohater pochodził z dość zamożnej obornickiej rodziny mieszczańskiej Jana Quittemberga (alternatywne formy zapisu: Vitirbeka, Witibergka albo Witimberga), spolonizowanego niemieckiego rzemieślnika zajmującego się płóciennictwem i tkactwem, który osiągnął godność burmistrza Obornik. O zamożności rodziny świadczyć może fakt, że trzej synowie Jana zdobyli znakomite jak na ówczesne warunki wykształcenie, co wiązało się z bardzo wysokimi nakładami finansowymi. Najstarszy Jakub (ok. 1480-1555) już w 1493 występuje jako student Akademii Krakowskiej. Od 1505 był notariuszem apostolskim przy biskupie poznańskim Janie Lubrańskim, ważnej postaci polskiego renesansu. W 1514 zdobył w Rzymie doktorat z prawa kanonicznego, po czym wrócił do kraju i znalazł zatrudnienie w kancelarii królewskiej Zygmunta I Starego. Od 1517 był proboszczem parafii kolegiackiej w Poznaniu, a w 1536, po dwuletnim sporze z kapitułą, został kanonikiem katedralnym. Później dodatkowo otrzymał znakomicie uposażoną prepozyturę kolegiaty w Środzie Wlkp. i probostwo śremskie. Drugim w kolejności synem Jana był Piotr, o którym więcej za chwilę, a trzecim Błażej. Ten wraz z Piotrem na Akademię Krakowską wstąpił w 1501. Później osiadł w Poznaniu, gdzie prowadził własne rzemiosło, będąc farbiarzem sukien. Czwartym ze znanych synów burmistrza Jana był Feliks, który studiów nie odbył i pozostał w Obornikach, gdzie przejął sukcesję po ojcu. Przy okazji Błażeja warto wspomnieć, że zarówno on, jak i pozostali bracia uzyskali szlachectwo. Na dokument posiadany przez Błażeja powoływał się Jakub w związku ze staraniami o kanonię katedralną poznańską. Kapituła dokument odrzuciła, jednak w sprawę włączył się osobiście król Zygmunt I Stary. Wystosował w styczniu 1536 z Wilna ostry list do kapituły, w którym domagał się niezwłocznego przyjęcia Jakuba, co wkrótce się stało. W liście jednoznacznie potwierdził szlachectwo Jakuba, co odnosiło się również do pozostałych braci, w tym Piotra i tym samym odrzucił uwagi kapituły, że są oni tylko synami obornickiego półciennika nie należącego do stanu szlacheckiego. List królewski z 1536 traktuje się jako ostateczny indygenat (potwierdzenie szlachectwa) braci, jednak warto zwrócić uwagę, że Piotr i Jakub już od lat 20-tych XVI wieku używali nazwiska Wedelicki-Vedelitius i herbu szlacheckiego Wedel, co mogło oznaczać, że już wówczas rzeczywiście przyjęci zostali do szlachty (możliwe, że w związku ze swoimi zasługami), a list królewski był tylko potwierdzeniem tego faktu wobec opornej kapituły. O naszym głównym bohaterze, czyli Piotrze, wiemy już, że pochodził z Obornik, uzyskał szlachectwo i w 1501 rozpoczął studia w Krakowie. W 1504 zdobył tu tytuł bakałarza (licencjata sztuk wyzwolonych), a w 1512 magistra sztuk wyzwolonych. Po obronie wykładał na akademii, jednak w 1513 udał się do Włoch, gdzie prawdopodobnie na Uniwersytecie Bolońskim zdobył w 1515 lub 1516 tytuł doktora medycyny. Do Polski wrócił wkrótce po uzyskaniu doktoratu i pierwotnie otrzymywał dochody z opuszczonej w 1517 przez swojego brata, ks. Jakuba parafii Winnagóra (mimo, że duchownym nie był). Od 1521 spotykamy go jako wykładowcę medycyny na Akademii Krakowskiej, a w latach 1525/26 dwukrotnie jako rektora uczelni (musiał cieszyć się ogromnym poważaniem gdyż wcześniej, przez 14 lat funkcję tę pełnili tylko teolodzy). Piotr spotykał się z uznaniem także wśród kolegów po fachu. - Najwybitniejszy z medyków Akademii Krakowskiej, któremu znajomość sztuki lekarskiej zjednała łaski królów i możnych, a w mieście najwyższe zaszczyty - napisał w 1532 o Wedelicjuszu słynny lekarz Szymon z Łowicza. Od 1526 aż do śmierci Piotr był rajcą miejskim Krakowa, a w 1528 z jego inicjatywy wybudowano w mieście dwa szpitale. Wreszcie, od 1536, również do śmierci, był drugim lekarzem króla Zygmunta I Starego i dzieci królewskiej pary (pierwszym był Jan Benedicti). Wiązało się to z wysoką pensją, która stale wzrastała, co może oznaczać zadowolenie monarchy z usług swojego lekarza. Między innymi dzięki tej pensji Piotr zgromadził spory majątek, w skład którego wchodził folwark w Prądniku, kamienica na ul. Brackiej, połowa gospodarstwa w Krzeszowicach, a także inne nieruchomości, w tym pola i łąki. Piotr był zapalonym bibliofilem-humanistą i zgromadził bogaty księgozbiór, zachowany częściowo do dziś (głównie w bibliotece poznańskiego seminarium duchownego), a składający się z ksiąg dotyczących medycyny i lecznictwa. Książki oznaczał swoim własnym ekslibrisem (specjalnym znakiem właścicielskim), powstałym w 1520, tłoczonym na skórzanych oprawach i będącym pierwszym ekslibrisem medycznym w Polsce. Pism własnego autorstwa Piotr nie pozostawił lub nie zachowały się. Przetłumaczył jednak na język łaciński i wydał drukiem (w l. 1532-35), zbiór pism Hipokratesa. Piotr Wedelicki zmarł pomiędzy lipcem i październikiem 1543 roku na skutek epidemii „morowego powietrza” - dżumy, która, według współczesnych źródeł miała zabrać w Krakowie nawet 12 tysięcy osób. Na zakończenie warto dodać, że Piotr dwukrotnie zawierał związki małżeńskie. Po raz pierwszy przed rokiem 1525, a jego wybranką była Katarzyna (jej nazwisko panieńskie nie zachowało się), wdowa po Janie Langu, należącym do jednej z najznaczniejszych rodzin mieszczańskich Krakowa. Katarzyna zmarła w 1540, a wkrótce potem Piotr pojął za żonę młodziutką Otylię Żytównę, córkę zamożnego krakowskiego kupca Mikołaja Żyta. Otylia umarła bardzo wcześnie, możliwe, że w czasie tej samej zarazy, co Piotr. Małżeństwa nie dały Wedelickiemu potomków. Losy Wedelicjusza opracował Błażej Cisowski.